Jest 26ty października, wyczekany dzień zasiadki
na pobliskim łowisku. W chłodzie poranka pakuję niezbędny sprzęt do auta
i wyruszam na polowanie. Po godzinie melduję się na miejscu i zaczynam
rozkładanie całego majdanu. Na pierwszy ogień namiot, wszystkie rzeczy
związane z biwakiem oraz cały tzw. carp care, czyli mata, worek, podbierak
itp.. Teraz czas na kije oraz zestawy końcowe. Znam
już co nieco tę wodę i mam swoje ulubione przypony, prosty claw rig na kurv shanku ze skróconym pozycjonerem sprawdza się świetnie. Mieszanka zanętowa głównie z ziaren i pelletu
to też bardzo prosty ale piekielnie skuteczny przepis, w odpowiednim
miejscu potrafi narobić solidnego zamieszania :D.
Kije w wodzie, słonko zaczyna grzać, a kolory
jesieni nabierają mocy. To chyba najładniejsza pora roku na karpiowe
zasiadki, jest chwila żeby pobawić się w fotografa i uwiecznić kilka
widoczków.
Niezwykle krótki dzień szybko mija, więc już o 17tej robi się ciemno, a temperatura gwałtownie spada. Jednak nie chcę spędzać całej zasiadki zamknięty w namiocie, dlatego siedząc przy otwartych drzwiach staram się namierzyć skąd dochodzą odgłosy spławów.
Nie jestem fanem trzymania zestawów dłużej jak
kilka godzin w wodzie, szczególnie na tak małych wodach, oczywiście
zdarza się, że nie przerzucam wędki przez dobę, ale niezwykle rzadko.
Jestem zdania że karpie, tak jak inne zwierzęta to ciekawskie stworzenia
i wszystko co nowe jest interesujące. Dlatego jeżeli prze 3-6h nie mam
brania, wychodzę z założenia, że dalsze czekanie w tym miejscu to strata czasu i
trzeba ryb poszukać gdzie indziej. Tak też na tej zasiadce, nie trzymam
zestawu w jednym miejscu dłużej jak 4h. Wyjątkiem jest tylko noc, kiedy
nie chce mi się przestawiać wędek po ciemku, szczególnie gdy dno jest
zróżnicowane i parę metrów może zmniejszyć szansę na branie.
Dlatego też kiedy po raz trzeci usłyszałem spław
po prawej stronie zbiornika, nie wytrzymałem, zwinąłem jeden kij i
wywiozłem w tym kierunku, na skraj podwodnej skarpy, gdzie głębokość
szybko spada z 2 na lekko ponad 3m. Po dwóch godzinach mam branie
właśnie na ten zestaw, szybki
hol, chwila walki pod brzegiem i w podbieraku jest karp. Waga pokazuje
9kg, a ja próbuję sieknąć zdjęcie samowyzwalaczem, co okazuje się
niezwykle trudne w panujących dookoła ciemnościach. Ryba niestety nic nie ułatwia i jak
łatwo się ją holowało, to tak teraz szaleje na macie i nie daję się
szybko ustawić do fotografii.
Reszta nocy mija spokojnie, wstaję około 7mej
rano, wychodzę z namiotu... a tam zima. Gruby szron pokrywa cały sprzęt,
worek przymarzł do maty, a podbierak do ziemi. Dodatkowo klimat potęguje
bardzo gęsta mgła. Jest zimno ale pięknie, warto trochę pomarznąć żeby
połowić w takich warunkach.
Wypływając z kolejną wywózką uważnie przyglądam
się echosondzie, celuję w prawą część zbiornika, gdzie w nocy były
spławy i znajduję to czego szukałem. Kilkanaście metrów od drugiego
brzegu gdzie głębokość to ponad 3m widzę stado ryb ustawione przy samej
podwodnej skarpie na 2m. Zestaw z odrobiną zanęty kładę blisko tego
spadku w nadziei, że ryba wyjdzie z głębszej wody na żer. Tak też
się stało. W ciągu dnia do godziny 22giej złowiłem 7 karpi, z czego
największy to 14kg, a następny 13,5kg. Dopełnieniem kompletu były trzy
9tki i kilka mniejszych niedźwiadków.
Szczęśliwy ale zmęczony, nastawiłem sobie budzik
na 6tą i poszedłem spać. W nocy była cisza, nic nie pikało i miałem
szansę odbudować zapasy energii. Rano sytuacja z mrozem się powtórzyła,
znowu wszystko zamarzło. Postanowiłem poprawić położenie zestawu,
ponieważ ostatnie branie było przed 22gą i wywózka w całkowitej
ciemności nie jest wystarczająco precyzyjna.
Nie minęło 30min od położenia zestawu kiedy
hanger wisi pod kijem a sygnalizator błaga o zacięcie. Walka we mgle,
szron na wędzisku, marznące ręce i napędzająca mnie adrenalina, tak w
skrócie można opisać poranny jesienny hol misia. Mija kilka minut i
lampas ląduje w podbieraku, a następnie na zamarzniętej jeszcze macie. Szybko polewam rybę wodą i wyhaczam. Odklejam worek od maty i wrzucam go na stojak
z wagą. Odskrobuje wskazanie i widzę 11,5kg, piękny początek mglistego
dnia. Chwila walki przy samowyzwalaczu i rybka wartko odpływa w swoją
stronę, a ja zanim coś zrobię to muszę ogrzać skostniałe dłonie.
Czas szybko mija, a moja zasiadka dobiega końca.
Podczas pakowania mam jeszcze jedno branie i rybka około 6kg jest
sprawnie odhaczona i wypuszczona. Biorąc pod uwagę porę roku i
stosunkowo niską temperaturę wody, wypad zaliczam do mega udanych. Mam
nadzieję, że pogoda i praca pozwolą na przynajmniej jeszcze jedną
zasiadkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz