Mamy początek sierpnia, środek gorącego lata, słońce od paru
dni przypieka niemiłosiernie, a termometry wskazują ponad 30stopni. Mimo to
człowieka, aż nosi bo od miesiąca nie był na karpiowej zasiadce. Sprzęt spakowany,
tym razem wyjazd z drugą połówką, wiec rzeczy ciut więcej, ale wszystko dało
się ułożyć w samochodzie.
Po godzinie 17tej dojeżdżamy na miejsce – łowisko pożwirowe
w Żelechowie. Wita nas piękna szmaragdowa woda i niestety pełna obsada
stanowisk, na szczęście wcześnie zarezerwowaliśmy swoje miejsce wiec zaczynamy
rozbijanie sprzętu. Upał mocno doskwiera i pot leje się z czoła strumieniami,
ale już po chwili cały biwak mamy na swoim miejscu.
Taktyka na wyjazd jest bardzo prosta, łowimy z rzutu wiec
nie musimy brać tony żarcia i osprzętu. Głównym narzędziem nęcenia jest proca,
przy pomocy której posyłamy kulki pod przeciwlegle trzciny. Zestawy stawiam na
skraj nęconego pola, jeden kij z lewej, drugi z prawej strony, ale ciut głębiej
w mini zatoczkę na drugim brzegu. W miedzy czasie staram się uświadomić i zarazić
karpiarstwem partnerkę, która okazuje się zainteresowana tematem. Mimo upału
jeszcze tego samego wieczora doczekałem się pierwszego brania i na brzegu
melduje się piękny lampas niespełna 11kg. Zdjęcia ryb z kobietami zawsze lepiej
mi się ogląda, dlatego to Ula pozuje do fotki.
Zestaw wraca na swoje miejsce a ja donęcam łowisko niedużą porcja kulek. Zaczyna się ściemniać i mamy kolejne branie na ten sam kij. Ryba uparcie idzie w prawą część łowiska, po drodze oplatając się o drugi kij. Podczas odjazdu staram się jakoś odplatać żyłki przekładając kij pod drugą wędka, cały czas pamiętając o napięciu linki, karp jest naprawdę silny i prze mocno w prawo. Udaje mi się z powodzeniem rozplatać wędki, ale chwilę potem żyłka zostaje czysto przecięta, prawdopodobnie przetarła się na racicznicy, której nie brakuje w łowisku. No cóż bywa i tak, wiążemy nowy zestaw i do wody.
Noc mija spokojnie, bez żadnego piknięcia. Temperatura
pozwala spać przy podwiniętym przodzie namiotu co daje trochę oddechu po
całodniowym upale. Od wczesnego rana słońce nie daje o sobie zapomnieć, jest gorąco
i parno. Niezwykle przydatny okazuje się duży parasol, pod którym bez problemu
zmieściły się fotele oraz spora część sprzętu. Mimo to dzień trzeba zacząć tak
jak go skończyliśmy, czyli od szybkiej kąpieli w jeziorze.
Po porannym odświeżeniu i śniadanku przerzucam oba zestawy.
Potem rozkładam lekką trzy metrową karpiówkę dla Uli, którą uzbrajam w metod
feedera z mała 8mm kulką na włosie. Na tym delikatnym zestawie szybko
doczekujemy się pierwszych brań. Lekko zacinam i oddaje kij, żeby partnerka poczuła
o co chodzi w wędkarstwie. Na haku zapięty jest nieduży amurek, bardzo żwawa
ryba, która na lekkim zestawie daje troszkę popalić. Hol na szczecie kończy się
sukcesem i Ula może się już chwalić pierwszą ładną rybą wyholowaną
samodzielnie.
Po chwili Ula sama już zajmuje się swoim zestawem i co jakiś
czas skutecznie wyciąga spore płocie wzdręgi i leszcze. Słońce praży bez
przerwy wiec regularnie zaliczamy chłodzącą kąpiel. Po południu właśnie podczas
takiego krótkiego pływania mam branie na lewym kiju. Względnie szybko udaje mi
się wydostać z wody i zaciąć rybę. Sprawny hol i na macie melduje się nie duży
karpik około 5kg. Reszta wieczoru i nocy mija spokojnie bez odjazdów.
Następnego dnia pogoda nadal nie daje odpocząć, mimo to nie
poddajemy się i szukamy ryb w pobliskiej zatoce. Na pierwszy ogień zarzucamy
tam lekki zestaw Uli i szybko mamy mocny odjazd. Parominutowy hol i już
dziewczyna może się chwalić nowym PB – pełnołuski karpik 3,7kg. Nie jest to
wielka ryba, ale na krótkim i miękkim kiju dała sporo radochy. Nie mijają
2godziny a świeżo upieczona karpiarka holuje kolejnego pełnołuskiego potworka –
tym razem równe 4kg.
Parę minut później kolejny odjazd z zatoki, tym razem na
kiju walczy już coś grubszego, wyjątkowo czysta woda pozwala szybko
zaobserwować rybę, którą na oko oceniam na coś między 7-10kg. Niestety po paru
minutach holu ryba wypina się z dość małego haka, dopasowanego do mini kulek.
Zachęcony braniami sam przestawiam jeden z moich kijów w zatoczkę, w nadziei na
jakiegoś grubszego zwierza.
Koło 15tej podczas składania całego biwaku mam branie na kij
pozostawiony na starym stanowisku. Po parominutowej walce szybko cykamy fotki z
8kg karpikiem i wypuszczamy rybę żeby niepotrzebnie nie męczyła się w takim
upale.
Podsumowując wyjazd, było bardzo gorąco ale wracamy w pełni
zadowoleni i z niecierpliwością czekamy na kolejną zasiadkę, mam nadzieję że
już w trochę przyjemniejszej aurze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz