Nadeszły wakacje, a wraz z nimi upragniony wyjazd na
urlop. Razem z moją ukochaną jedziemy w
daleką podróż, której celem jest Słoweńskie jezioro Bled.
Kilka słów dla zainteresowanych wędkowaniem na tym
przepięknym akwenie. Do karpiowania niezbędna jest opłacona licencja, których
dzienna ilość dla turystów ograniczona jest do 10szt, dlatego jeśli chcecie
mieć pewność, że będziecie mogli pomoczyć kija, to zdecydowanie zalecam
internetowe wykupienie pozwolenia. Lepiej zrobić to wcześniej (nawet kilka
miesięcy przed wyjazdem), bo licencje rozchodzą się jak świeże bułeczki. Cena
licencji dziennej to 57euro, jednak przy zakupie minimum 3dni zapłacimy
50euro/dzień. Dużo, ale biorąc pod uwagę niesamowite krajobrazy, oraz wielkie
karpiszony zamieszkujące odmęty Bled - zdecydowanie warto.
Samo wędkowanie dozwolone jest od świtu do godz.
23ciej. W regulaminie jest zapis o ograniczonej ilości sprzętu - nie wolno
używać namiotów, brolek, łóżek itp.. Polecam nastawić się na mobilność, do
każdego miejsca trzeba dojść piechotą, lub podjechać rowerem. Linia brzegowa ma
około 6km, dlatego im mniej bagażu tym lepiej.
Nastawiłem się przede wszystkim na szukanie ryb,
dlatego ilość zabranego sprzętu ograniczała się do pokrowca na wędki, wraz z
krótkimi kijami 10ft, podbierakiem i podpórkami. Jedna torba w rozmiarze M na
akcesoria do zestawów, sprzęt do nęcenia, kulki i wszystko, co potrzebne do
samego wędkowania. Ostatnim klamotem była kompaktowa mata, niezbędna podczas
każdego karpiowania.
Na miejscu byliśmy w poniedziałek, licencja zaczynała
działać od czwartku, dlatego każdego ranka przed wycieczkami krajoznawczymi
robiłem obchód po najbliższych miejscówkach. Chciałem wykorzystać czas przed
wędkowaniem na zlokalizowanie ryb oraz rozmowę z innymi karpiarzami. Jezioro ma
145ha, nie można liczyć na samo szczęście i losowy wybór stanowiska.
Swoje poszukiwania zacząłem od płytszych stanowisk
znanych z filmów. Jezioro Bled posiada bardzo czystą wodę, gdzie przejrzystość
dochodzi do 2-3m, dlatego jeśli karpie przebywają w płytszych rejonach
zbiornika, to są świetnie widoczne w okularach polaryzacyjnych. Niestety wszystkie
tzw. bankowe miejsca, okazały się bezrybne.
Spotkałem wiele ekip karpiowych z Włoch, Anglii i
Słowenii, niektórzy odwiedzali Bled po raz któryś i po 3dniach wracali bez
kontaktu z rybą. Na szczęście nie mam w zwyczaju łatwo się poddawać. Budzik na
godzinę 6rano i środowy obchód przynosi efekt w postaci namierzonych dwóch ryb
w przybrzeżnych strefach jeziora, nieopodal naszego hotelu. To miejsce typuje jako
pierwsze stanowisko połowu.
Czwartek, godzina 5 rano, jestem już rozłożony i
czekam na branie. Okolice zestawów zanęcone mieszanką ziaren z garstką
pelletu i kulek własnej produkcji. Całość dopalona sprawdzoną zalewą CSL, tej
samej której używam do PVA, o nucie zapachowej pasującej do używanych kuleczek
- Tangy Squid.
Niestety pogoda nie rozpieszcza, szybko się chmurzy i zostaję
zaatakowany pierwszą w tym tygodniu burzą. Ulewa i silny wiatr ustają po 30min.,
wychodzi słońce i robi się gorąco.
Do godziny 11tej nic się nie dzieje, a
turystów -plażowiczów i pływaków tylko przybywa, czas zwijać wędki. Jeden z
zestawów nie chce opuścić wody, z pomocą przychodzi znajomość angielskiego i
turysta pływający na desce, któremu udaje się wydostać ciężarek z zaczepu. Dno
zbiornika w przybrzeżnej części usłane jest mniejszymi kamieniami, głazami i
dużą ilością drewnianych konstrukcji starych pomostów, co skutecznie utrudnia
wędkowanie.
Chwila na przegrupowanie się, obiad i spacer z
okularami polaryzacyjnymi. Po drugiej stronie jeziora, w pobliżu kępy grążeli
przemyka się okazały karp pełnołuski. Zapada szybka decyzja o powrocie do
hotelu po sprzęt i rowery. Po kilkudziesięciu minutach rozkładam wędki z
nadzieją wyholowania pięknego łuskacza kręcącego się w okolicy.
Pierwszy
zestaw z małą pvką w wodzie, przygotowuję drugi, gdy nagle sygnałek imitujący
żabę wzywa pomocy.
Na wędce melduje się pierwsza ryba - nieduży karpik zostaje
sprawnie wyholowany i po krótkiej sesji, wypuszczony do przejrzystej wody. Mamy
pierwszą rybę na Bled, co prawda szkrab najmniejszy w całym jeziorze, ale karp.
Wędki do wody, mijają kolejne minuty i drugi sygnałek krzyczy wniebogłosy. Tym
razem przeciwnik jest znacznie silniejszy i hol po kilkudziesięciu sekundach
przeciągania liny kończy się przetarciem zestawu w okolicach węzła ze
strzałówką. Jak już wspominałem woda bogata jest w zaczepy i nie wszystko da
się przewidzieć, szczególnie na nieznanym zbiorniku.
Do wieczora nic się nie dzieje, a okolica robi się
średnio przyjemna. Restaurację pogłaśniają muzykę, ilość ludzi rośnie w
zastraszającym tempie, dlatego zwijamy sprzęt i kończymy wędkowania. Wieczór
spędzamy na spacerze wokół jeziora i rozmowie z innymi wędkującymi. Okazuje
się, że włoski karpiarz złowił jedną 15kg rybę na dużej głębokości około 14m.
Zapamiętuję tę informację, ale następnego dnia chce dać ostatnią szansę
grążelom, w pobliżu których straciłem ładną rybę.
Tradycyjnie ranek wita mnie burzą, tym razem nie
jedną, ale całą serią. Bardzo silne opady, wiatr i grad z kawałkami lodu o
średnicy 2cm. Wypogadza się dopiero w okolicach południa, wychodzi słońce,
które zaczyna suszyć ubrania i przemoczony sprzęt. Okupuję miejsce do 16tej,
jednak brak aktywności karpi decyduje o zakończeniu wędkowania.
Analizuję sytuację i podejmuję decyzję - siadamy na
głębokiej wodzie.
Przed 19tą instalujemy się na stanowisku od zalesionej strony
jeziora, gdzie po markerowaniu głębokość na 70-80tym metrze to 14-15m, czyli
podobna do tej, z której dzień wcześniej złowiono ładnego karpia. Tylko dwie
zabrane wędki zmuszają do szybkiego przezbrajania zestawów, a to w marker, a to
w spod i ponownie w bezpieczny klips.
Prędko uwijam się z nęceniem rakietą -
kulki samoróbki o średnicy 15mm lądują na 70tym metrze. Przy tak dużej
głębokości nęcenie drobniejszą frakcją nie ma sensu, cały towar rozsypie się na
ogromnym obszarze dna lub całkowicie spłynie z wybranego miejsca.
Czas na zestawy - bezpieczny klips z ciężarkiem
pozwalającym osiągnąć odpowiednią odległość rzutu krótkimi wędkami - 100-115g.
Do tego sprawdzony przypon, zawiązany na plecionce w mega sztywnej otulinie
redukującej splątania, na dużym haku typu kurv shank roz.2. Na włos własna
kulka 20mm + mały żółty popek ananas.
Dwa zestawy leżą już w zanęconym polu, mijają może
3min i jeden z hangerów wędruje pod wędkę. Sygnalizator skrzeczy, a ja z
niedowierzaniem podnoszę kij i zaczynam hol. Ryba jest ciężka, mam wrażenie że
ciągnę żywy wór kartofli. Wiem już, że nie jest to mały brzdąc ale porządny
karp. Hol na dużej głębokości trwa parę min, czysta woda pozwala wcześnie
zobaczyć upolowaną zdobycz, a jest nią piękny i gruby karp. Karpiarz ze
stanowiska obok pomaga przy podbieraniu i po chwili pozuję do zdjęć z
niewiarygodnie przystojnym, brzuchatym misiem. Waga wskazuje ponad 21,5kg
wraz z workiem, co po przeliczeniu daje rybę o masie 20kg.
Jadąc na Bled miałem
nadzieję, że uda się złowić dużą rybę, ale w głębi duszy nie wierzyłem w
barierę 20kg... Jest pięknie. Z trzęsącymi dłońmi szykuję zestaw do ponownego
rzutu. Jestem w pełni usatysfakcjonowany i w zasadzie mogę już jechać do domu.
Po drugiej stronie jeziora, na scenie DJ zapodaje imprezowe hity sprzed
kilkunastu lat. Będąc w świetnym humorze po złowionej rybie, jeszcze przed
całkowitym zmierzchem zwijam cały sprzęt i zabieram narzeczoną na imprezę.
Wcześnie rano, ostatniego dnia wędkowania, jadę na
rowerze w poszukiwaniu wolnego miejsca w okolicach wczorajszego, szczęśliwego
stanowiska. Jednak wszystkie pobliskie miejscówki są już zajęte, nie wiem czy
tak akurat trafiłem, czy rozniosła się wieść o pięknej rybie. Jedyny wolny
spot znalazłem jakieś 200m dalej, bez wahania się rozłożyłem. Biorąc pod
uwagę informację o równo schodzącym dnie zbiornika, zestawy położyłem na takiej
samej odległości jak poprzedniego dnia. Do rakiety zużyłem resztkę kulek 15mm,
braki uzupełniłem kulkami 20mm i czekałem na branie.
Dzień mijał spokojnie, przed wieczorem zanęciłem
stanowisko powtórnie, tym razem już tylko większymi kulkami. Pierwsze branie
nastąpiło około 20tej. Wyholowana ryba nie była wielka, ale przyzwoite 10kg
pozowało do zdjęcia.
Udało się wyjąć trzeciego karpia, co daje średnią
1ryby na dzień. Biorąc pod uwagę ostatnie konkurencyjne wyniki wędkarzy, jest
bardzo dobrze. Przed kolejnym rzutem zastanawiam się, czy jeszcze raz nie
zaspodować miejsca, ale skoro kulki wpadły do wody niecałą godzinę temu, to nie
powinny być tak szybko wyjedzone. Zestaw ląduje w wodzie, a nad Bledem zapada
zmrok.
Licencja pozwala na wędkowanie tylko do 23ciej, 20min
przed deadline'm prawy sygnalizator skrzeczy informując o uciekającej z
kołowrotka żyłce. Podnoszę kij i zaczynam walkę, tym razem ryba jest ciężka,
może to być kawał karpiszona.
Mija kilka minut, przeciwnik jest coraz bliżej,
lawiruje pod żyłką drugiej wędki, lekko się o nią ocierając. Nagle drugi
sygnałek zaczyna wyć, szybko oceniam sytuację, sprawdzając czy holowany karp
nie wplątał się w zarzuconą wędkę. Ryba jest daleko, co oznacza równoległy
odjazd... Niesamowita sytuacja, na trudnej wodzie, gdzie przez ostatni
tydzień prawie nic się nie dzieje, ja mam równoległe branie. Koledzy ze
stanowiska obok, obserwują całą sytuację z niedowierzaniem. Jeden z nich
doskakuje do wędki i oferuje pomoc przy równoległym holu. Mijają kolejne
minuty, co jakiś czas wymieniamy tylko informacje, gdzie jest która ryba, żeby
nie splątać zestawów.
Holowana przeze mnie sztuka jest duża i silna, walka się
przeciąga. Druga, podobno mniejsza ryba zaczyna być niebezpiecznie blisko. Po
chwili wielki karp pokazuj się na powierzchni wody, wprowadzam go do podbieraka
i nie wierzę oczom, misiek jest ogromny... Kolega holujący drugą rybę
natychmiast oddaje mi wędkę, mówiąc, że to moje. Kończę walkę z kolejnym
karpiem, ten jest mniejszy niż pierwszy wyjęty, ale nadal jest to ogromny kawał
ryby. Ostatnie zrywy i zdobycz wsuwa się do podbieraka, mamy 23:01 i dwa piękne
karpie gotowe do ważenia. Zaczynamy od mniejszej sztuki, która okazuje się być
okazem wyrównującym mój polski rekord - 20,5kg... Ręce mi się trzęsą, uśmiech
nie schodzi z twarzy.
Krótka sesja i biorę drugi podbierak, w którym odpoczywa
potwór z Bled. Tym razem podniesienie ryby do zdjęcia nie jest proste, szeroki
i ciężki karp zmusza mnie do nie lada wysiłku. Waga z workiem wskazuje ponad
28kg, co po przeliczeniu daje 26,5kg ryby...
Nowy rekord życiowy z jeziora
Bled, będzie niewyobrażalnie trudno podnieść taką poprzeczkę. Obie ryby wracają
w dobrej kondycji do wody, a ja cały mokry, uciapany śluzem stoję tak z bananem
na twarzy…
Niesamowity wyjazd, który do końca życia zostanie
zapamiętany. Kolejny raz otwarty umysł oraz obserwacja nie tylko wody, ale i
wędkarzy opłaciła się pięknymi rybami na macie. Mam tylko nadzieję, że uda mi
się kiedyś wrócić do Słowenii i ponownie spróbować swoich sił w walce z
potworami z jeziora Bled.
Artykuł pochodzi z czasopisma Karp Max.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz