Zima zbliża się wielkimi krokami i z każdym dniem
uświadamiam sobie, ze za chwilę karpiowe wędki wylądują w kącie pokoju na kilka
miesięcy. Co prawda sezon miałem wyjątkowo udany, jednak świadomość tak długiej
przerwy każe wykorzystywać okazje i nawet pomimo złej pogody, wyruszyć nad
wodę.
Weekend 11-13ty listopada, razem z Markiem i Maćkiem
umówiliśmy się na pobliskiej małej żwirowni komercyjnej. Niskie temperatury i
zapowiadane opady śniegu, skutecznie odstraszają przed bardziej wymagającymi
wodami. Dlatego wybieramy łowisko niewielkie, z dużą populacją karpi, mając
nadzieję, że mimo bardzo zimnej wody, uda się sprowokować chociaż jedno branie.
Po rozłożeniu wszelkich niezbędnych klamotów na stanowisku,
czas na położenie zestawów. Tym razem wspieram się łódką z echosondą, która
pomaga namierzyć głębsze partie wody, oraz pobliskie nierówności dna. Pierwszy
zestaw wywożę na skraj najgłębszej wody. Sypką zanętę z dodatkiem kukurydzy i
orzechów formuję w niewielkie kulki i umieszczam razem z zestawem w komorze
łódki. Na włosie kulka własnoróbka podpięta małym popkiem.
Drugi zestaw kładę na półkę na głębokości około 2,7m. Mam
nadzieję, że ryba trzymająca się najgłębszej wody, wypłynie na to pierwsze wypłycenie
w poszukiwaniu pokarmu. Tutaj zmieniam lekko taktykę nęcenia – garść kukurydzy z orzechami, parę ziaren pelletu 8 i 14mm, plus trochę
CSLa, to wszystko wędruje do łódki. Na włosie tygrysek podpięty małym
popkiem ananasowym. Oba przypony zawiązane z bardzo sztywnej plecionki w
otulinie, z dużymi hakami nr 2 i pozycjonerami. Sporo osób nie zgodzi się z
moim przyponem, ale ryby na tej wodzie są mocno przełowione i co za tym idzie
pokaleczone. W tym przypadku zastosowanie dużych haków zwiększa moją szansę na
udane zacięcie i hol.