środa, 27 kwietnia 2016

Na upatrzonego - 25-26.04.2016 łowisko Krzyczki

Długa i zimna wiosna nie sprzyja krótkim zasiadkom na wodach pzw, w związku z tym aby przypomnieć sobie co to jest branie i hol, wybrałem się na łowisko nieopodal Nasielska - dawne Krzyczki, teraz Nosselia.

Poniedziałkowy termin wyjazdu miał gwarantować małe obłożenie wody, jednak po telefonie i rezerwacji stanowiska okazało się, że nie tylko ja tak pomyślałem. Miejsca które z początku chciałem zająć były zarezerwowane, w związku z tym wybrałem płytkie stanowisko - tzw. zatokę. W duchu nadzieja na dobrą pogodę, cieplejszą wodę i tonę ryb wygrzewających się w okolicy moich przynęt ;)

Ledwo zdążyłem się wypakować i położyć zestawy, miałem pierwsze branie. Karp mocno uderzył na kij postawiony prawie pod samym pomostem na sąsiednim brzegu. Twardo ustawiony hamulec spowodował, że wędka spadła z sygnalizatora i trzymana tylko przez tylny gripp tańczyła w powietrzu. Szybko doskoczyłem do podpórek i przytrzymałem rybę przed wejściem między belki konstrukcyjne pomostu. Odciągnąłem karpia na bardziej bezpieczny teren, wyregulowałem hamulec i z sukcesem dokończyłem pierwszy hol. Jest dobrze, nie minęła godzina a ja już mam pierwszą rybę i co najważniejsze, nie wrócę do domu na zero :P.

Waga wskazuje 9kg, szybka fotka z samowyzwalacza i karp wraca do wody.
 

Parę godzin przerwy zmusza mnie do poszukania lepszych miejsc na położenie zestawów. W takim wypadku, po cichu wędruję wzdłuż brzegów i szukam oznak żerowania karpi. Namierzyłem dwa miejsca, w okolicy których kręciły się ryby i umieszczam tam zestawy.

Mija może 30min, a na lewej wędce postawionej pod trzcinami na przeciwległym brzegu mam silne branie. Znowu dość twardo trzymam rybę próbując udaremnić jej wejście za trzcinową wyspę. Oczywiście karp nie jest głupi i wie, że to może być jego szansa na ratunek, więc robi dokładnie to przed czym próbowałem go powstrzymać. Na szczęście dobrze dobrana strzałówka pozwala wyciągnąć rybę zza wyspy i dalej walczyć na otwartej wodzie. (to żółte to dawny marker - znacznik odległości, w kółko zapominam go zdjąć :P)
 

Podczas kilku minutowego holu mam branie na drugiej wędce, jednak jestem sam na stanowisku i nie mogę się rozdwoić. Jak najszybciej staram się podebrać karpia, ale ta pełnołuska nastka nie chce się poddać. W między czasie widzę jak żyłka drugiej wędki parkuje pod pomostem. W końcu długi, złoty miś się wykłada, wsuwam go do podbieraka i zostawiam w wodzie. Chwytam drugą wędkę i daremnie próbuję coś zdziałać w nadziei, że karp nie wplątał się we wszystkie belki pomostu. Sytuacja jest ciężka, dlatego decyduję się najpierw odhaczyć i wypuścić złowioną już rybę, a potem wrócić do walki z pomostem.
 

Piękny, zdrowy pełnołuski karp pozuje do zdjęcia, waga pokazuje 13,5kg. Jest dobrze ;)
Wracając do drugiego brania, to moja walka z pomostem kończy się wypiętym ciężarkiem i zerwanym przyponem. Karp skutecznie pozbył się haka i na pewno specjalnie, wbił go w belkę na środku pomostu...

Następna ryba melduję się na macie godzinę później, branie również spod trzcin i podobny scenariusz holu, czyli wyciąganie karpia zza wyspy. Tym razem mniejszy okaz, szybko zważony, sfotografowany i wypuszczony.
 

Tego dnia zaliczam jeszcze parę brań, ale niestety pyski ryb które pływają w tej wodzie są mocno pokaleczone i zdarzają się spinki. Myślę, że rozwiązaniem tego problemu może być grubszy hak, ale nie dostałem jeszcze moich zamówionych Kurv Shank Xów z nowej serii, dlatego posiłkuję się starymi zasobami.

Noc przyniosła duże ochłodzenie z przymrozkiem, co skutecznie wypłoszyło ryby z płytkiej zatoki. Kolejny dzień był słoneczny i ciepły, dodatkowo wiatr spychał ciepłą wodą na moje stanowisko. Wymarzone warunki, a ryb brak... Jedyne co udało mi się zaobserwować to stada wygrzewających się karasi.
 

Cały dzień mija bez brań, dlatego koło godziny 16tej zaczynam pakowanie sprzętu. Podczas rozkręcania grila zauważam karpia w małej zatoczce za moim namiotem. Dosłownie 15m od obozowiska. Lecę po aparat żeby pstryknąć mu fotkę, a w głowie układam plan, co zrobić żeby go złowić. Celuję obiektywem w misiaczka, a tam obok pojawia się drugi. 
 

Natychmiast zwijam jedną wędkę, szybko wymieniam ciężarek na lżejszy, dokładam małą pvkę na hak i rzutem spod wędki posyłam zestaw na środek mini zatoczki, dosłownie kilka metrów za namiotem. Kij stawiam nisko, ze szczytówką pod wodą, żeby żyłka biegła jak najszybciej do dna i nie płoszyła potencjalnych zdobyczy.
 

Wracam do rozkręcania grilla, mija może z 15min i jeeedzie.... Silna ryba na krótkim odcinku linki to jest to co tygryski lubią najbardziej :D. Ostra walka pod samym brzegiem i po chwili gruby karp wykłada się do podbieraka. 
 

To chyba najlepsze zakończenie zasiadki jakie mogłem sobie wymarzyć. Cały dzień nic się nie działo, po czym ryby pokazują się pod moim stanowiskiem i dosłownie po paru minutach mam jedną z nich na macie. Krótki i gruby karpik o wadze 11,5kg na zwieńczenie tej wiosennej zasiadki. Super sprawa :D

PS. Całą zasiadkę czułem się obserwowany... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz