sobota, 15 września 2018

Bled 2 - wakacje 2018

Po pierwszym, bardzo udanym wypadzie na to piękne słoweńskie jezioro, nie spodziewałem się, że tak szybko tu wrócę. Minął rok i jako podróż poślubną, wraz z moją świeżo upieczoną małżonką, pojechaliśmy na tydzień do Słowenii.
Umowa była taka sama, jak poprzednio, czyli mam 3 dni wędkowania, reszta to zwiedzanie. Popularność tego głębokiego jeziora rośnie z roku na rok, dlatego coraz trudniej o pozwolenie, szczególnie w okresie wakacyjnym. Przyjechaliśmy w poniedziałek, a jedyny termin jaki udało mi się zarezerwować, przypadał na środę-piątek, co w praktyce oznaczało bardzo mało czasu na rozpoznanie wody, poszukiwania karpi i pogaduszki z miejscowymi łowcami. Dodatkowym problem była zmiana w naszym hotelu, gdzie zlikwidowano wypożyczalnie rowerów i cała moja przygoda z wędkami miała odbywać się pieszo. Oczywiście sprzęt zminimalizowany do maksimum, 2 krótkie kije w pokrowcu z podbierakiem, mata, tym razem większa i znacznie bezpieczniejsza kołyska (zwykła mata pod rybą 20+ to nieporozumienie...), torba pełna akcesoriów, przynęt itp., oraz lekki fotelik - ukłon w stronę moich pleców. 
Pierwszy ranek i pierwszy patrol nie daje żadnych informacji, kompletna cisza na wodzie, brak karpi w strefie przybrzeżnej, brak spławów, zero oznak żerowania. Nie jestem pewien, gdzie rozpocząć wędkowanie następnego dnia, dlatego z konkretną decyzją czekam do kolejnego ranka. Najpierw wychodzę z woreczkim kulek, bez sprzętu, robię kolejny obchód w nadziei, że tym razem uda mi się wypatrzyć jakieś ryby. Niestety sytuacja z poprzedniego dnia się powtarza, dlatego zanęcam charakterystyczne stanowisko przy grążelach, gdzie w zeszłym roku trafiłem jednego maluszka i straciłem piękną rybę. Oczywiście nie mam roweru, dlatego cały patrol odbywa się bez sprzętu, po karmieniu jak najszybciej wracam do hotelu po wędki, i pędzę na przygotowaną miejscówkę, z nadzieją, że nikt mnie nie podsiadł. 
Około 20min szybkiego marszu, cały spocony i zdyszany rozkładam sprzęt przy grążelach. Niecałe 2km z obciążeniem przy pełnym, porannym słońcu i prawie 30 stopniach robi swoje. Ale na szczęście jestem już na miejscu, szykuję pvki, zakładam kulki na włos i zarzucam kije.
Mija dosłownie minuta i zaczynają się pociągnięcia, co kilkadziesiąt sekund hanger podskakuje o 1-2cm. Widać, że drobnica aktywnie żeruje i coś bawi się moją przynętą. Kolejne 15min od umieszczenia zestawów w wodzie i na lewym kiju hanger skacze już bez przerwy.