piątek, 24 maja 2019

Majowa noc

Nigdy nie planuję majówkowego wyjazdu. Przyzwyczaiłem się, że w tym terminie łowiska komercyjne przeżywają wędkarskie oblężenie i jeśli chcemy w spokoju zapolować na karpie, to możemy o tym zapomnieć. Wody PZW to inna sprawa, tutaj śmiało możemy liczyć na kawałek wody, ale musimy być przygotowani na najazd Januszy grillowiczów, puszczających disco polo z głośników bluetooth...
Tylko co tu zrobić z taką ilością czasu, jeśli nie jedziemy na ryby? Standardowo pracowałem 2ego i nie miałem tego problemu. Nie mogłem nigdzie jechać, byłem na służbie. Jednak w tym roku jest inaczej, zmieniłem robotę i teraz pracuję jak biały człowiek, poniedziałek-piątek do popołudnia, plus przymusowy urlop 2ego. Przecież nikomu nie chce się tyrać w środku długiego weekendu :).

I tak wyszło, że siedzę w domu i zastanawiam się co ze sobą zrobić... Może by tak spróbować tej nowej wody PZW, o której myślałem od zeszłego roku. Ale tak bez przygotowania.... i jeszcze w majówkę... ale w sumie to co mam do roboty? 
Pasja wygrała wewnętrzną walkę i zacząłem przygotowania do pierwszego w tym roku, nocnego wypadu na PZW. Wyjazd miał być dość spontaniczny, pierwsze co zrobiłem to obchód jeziorka i sprawdzenie dna wędką uzbrojoną w sam ciężarek. Znalazłem ciekawe miejsce, blisko jednego z brzegów, pełne powalonych przez bobry drzew. Miejscówka książkowa, ale wygląda na niebezpieczną - skoro tyle konarów sięga w wodę, to ciekawe ile jest pod powierzchnią? Kilka rzutów, kilka przeciągnięć zestawu po dnie, coraz bliżej wystających gałęzi. Wyznaczam maksymalny, bezpieczny zakres i zawiązuję marker na żyłce. Szykuję się na siłowy hol i szybkie odciągnięcie ryby od powalonych konarów. 

Stanowisko wyznaczone, pora wrócić do domu i zabrać się za przygotowanie zanęty. Kukurydza do szybkowara, 20min gotowania i jest wystarczająco miękka aby była jadalna, i twarda aby drobnica nie dała sobie z nią rady. Tygrysy z zamrażalnika, mieszanie, kilka kulek na wierzch i tak oto mam gotowe wiadro paszy. 
Rakieta do ręki i wieczorem ruszam nad wodę, wstępnie zanęcić wcześniej namierzoną miejscówkę. Następnego dnia bez pośpiechu szykuję sprzęt i około 16tej zjawiam się na stanowisku. Korzystając z klipsów na kołowrotkach, posyłam kije dokładnie w znalezione i zanęcone dzień wcześniej miejsce. Pierwszy rzut, zestaw nie zdążył uderzyć o dno, a ja czuję wyraźne szarpnięcie. Mały szczupaczek postanowił zaatakować spadającego na przyponie popka. Mam pierwszą rybę. :) Wypuszczam samobójcę i z powodzeniem kładę zestaw na dnie, bez dodatkowych przygód.