piątek, 4 września 2015

Gdzie patyki tam wyniki 1-3.09.2015

Tegoroczna susza mocno odbija się na naszych wodach, których stan jest niższy niż kiedykolwiek pamiętam. Tak tez jest na pobliskiej komercyjnej żwirowni która odwiedziłem na 2 dni łowienia. Byłem tutaj na testowej zasiadce kulek dystrybuowanych przez Ravena, kiedy to udało mi się pobić swój życiowy rekord karpiem 20,5kg. Tym razem chciałem połowic w inny sposób, mianowicie wybrałem inne stanowisko na tzw. wyspie. Miejsce to charakteryzuje mała dostępność wody ale za to sporo zaczepów, krzaków, patyków i zwalone pomosty. Biorąc pod uwagę, że na otwartej wodzie siedziało kilku karpiarzy, liczyłem ze tutaj w cichej zatoczce uda się złowić parę miśków.

Taktyka była prosta, budujemy mocniejszy zestaw i kładziemy go pod krzaki i zaczepy. Niestety brzeg stanowiska porastają gęste drzewa i zarzut standardowym kijem 12ft nie jest możliwy, dlatego musiałem wspomóc się łódką sterowaną i wywózką zestawów.

W innej części zbiornika zauważam, że ryby stoją przy samych brzegach, pod zwisającymi trzcinkami, wystającymi z wody gałęziami itp., w związku z tym swoje zestawy muszę położyć w podobnych warunkach. Interesujących miejsc w „mojej” zatoczce nie brakowało, wiec plan był taki, żeby zestaw poleżał pod danym krzakiem i jeżeli przez kilka godzin nie będzie brania, to zmieniam miejscówkę.
Wracając do samej budowy zestawu, to łowimy w lekkich zaczepach, dlatego trochę wzmocniłem sprzęt – żyłka główna 0,35mm, do tego dowiązane około 10m strzałówki 0,50mm. Następnie bezpieczny klips z ciężarkiem 120g na bezrdzeniowym leaderze o wytrzymałości 45lb i przypon kombi - pierwsza cześć z fluorocarbonu i następna, krótsza z plecionki 25lb. Na końcu hak roz. 2 z lekko skróconym pozycjonerem. Duży haczyk miał zapobiec spinaniu się ryb podczas siłowego holu lub w czasie postoju w zaczepie.
Teraz przejdziemy do zanęty i przynęty. Na tym łowisku nie raz spisało mi się nęcenie ziarnami, niewielkie ilości ale dość regularnie. Tym razem sytuacja wyglądała tak, że niepotrzebnie brałem ze sobą kilka rodzajów kulek proteinowych, ponieważ wszystkie brania miałem na jedną przynętę – orzech tygrysi podparty sztuczną kukurydzą. Od zeszłego roku jest to jedna z moich ulubionych kombinacji, na którą złowiłem sporo ładnych ryb. Jeżeli chodzi o nęcenie, to przy każdej wywózce do komór leciały mniej więcej dwie garście kukurydzy, garść orzechów i pellet halibutowo-krylowy 14mm.
Pierwsze dwa wytypowane stanowiska nie przyniosły brań, trzeci zestaw stawiam dość głęboko w brzegu, dopływam łódeczką tak, że lekko wpływam w trzcinki porastające sam skraj zatoki.
Po około godzinie mam silne branie i kij spada z sygnalizatora, na szczęście ciasne rod resty przytrzymały wędkę na podpórkach. Siłowo staram się odciągnąć rybę na prawą stronę zatoki, gdzie wiem że nie ma groźnych zaczepów. Po chwili udaje się to osiągnąć i kilka minut spędzam na walce z karpiem już w okolicach brzegu. Pięknie ubarwiony złoty pełnołuski trafia najpierw do podbieraka, a potem na matę. Warto wspomnieć że to właśnie mata jest jednym z ważniejszych akcesoriów karpiowych i powinna być w pełni bezpieczna, żeby każda złowiona ryba, mogła zdrowa wrócić z powrotem do wody. Szybkie ważenie, zdjęcie i śliczna 11tka odpływa, a ja biorę się za kolejne położenie zestawu.
Wieczór mija spokojnie więc wcześnie kładę się spać, ale około 12tej w nocy budzi mnie dźwięk sygnałka. Ryba chwile bawi się hangerem w górę i dół, po czym mocno luzuje linkę. Chwila zeszła zanim zdążyłem wyplatać się ze śpiwora, założyć na nogi klapki a na głowę czołówkę i podbiec do wędki. Zwijam luz i przez chwilę czuję mocne pulsowanie, ryba z rozpędem leci w lewą część w stronę podwodnych konarów, po czym zestaw parkuje w zaczepie. Nie jestem w stanie nic zrobić, karp nie chce wyjść, nawet nie wiem czy jest jeszcze na zestawie więc siłowo staram się coś zdziałać. Całość kończy się strzałem żyłki na węźle ze strzałówką. 
Reszta nocy mija spokojnie, o 6tej rano budzi mnie kolejne branie, podobny scenariusz z tym, że szybko udało mi się odciągnąć rybę w prawą stronę i skutecznie doholować do podbieraka. Golas 11cie kg pozuje do zdjęcia i wraca do domu.
 Wszystkie dotychczasowe brania były na jeden kij, spod tych trzcinek w rogu zatoczki, dlatego przestawiam drugi kijek bardziej na lewo, chce położyć zestaw obok zwalonego pomostu, mając nadzieję że jednak uda mi się jakoś holować ryby nad tym zaczepem, w którym straciłem zestaw nocą.
Koło 15tej mam branie na wędkę w trzcinkach, znowu opad hangera, lekko przycinam i bardzo zdecydowanie odciągam rybę na bezpieczną część zatoki. Hol na klęcząco trochę trwa i męczy rękę, ale pochylone drzewa nie pozwalają holować w pozycji stojącej. Mija kilka minut i na matę trafia ładny karp na oko ponad 10kg. Zdążyłem odhaczyć rybę i słyszę odjazd na kiju postawionym przy zwalonym pomoście. Przykrywam złowioną już rybę workiem do ważenia i lecę przyciąć równoległe branie. Kiedy  czuje że coś jest na kiju, przywołuje kolegów z najbliższego stanowiska z prośbą o pomoc, bo nie zdążyłem złożyć podbieraka. W między czasie z wody wyłania się korzeń o który opleciona jest strzałówka, szybko odkładam kij i staram się pozbyć drewna z zestawu po czym wrócić do holu z nadzieją, że karp dalej jest na haku. Cała operacja przebiegła pomyślnie i wolny od dodatkowych pasażerów na lince kończę hol w poskładanym już podbieraku. Na matę obok pierwszej ryby w worku ląduje drugi chyba ciut większy karp. Szybkie ważenie i sesja obu sztuk, pierwszy 12,5kg, drugi 13kg.

Reszta popołudnia już do samego wyjazdu mija bez brania. Biorąc pod uwagę wszystkie stanowiska, to udało mi się złowić najwięcej ryb, więc zadowolony kończę tę krótką zasiadkę i już planuję kolejny wypad :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz