wtorek, 14 czerwca 2016

Szachty 2016 - kręcimy film

Nadszedł termin zaplanowanego wyjazdu na łowisko Szachty w Poznaniu. Nie jest to zwykła zasiadka, tym razem oprócz mnie i karpi będzie między innymi Przemek Mroczek oraz kamera. Tak jak dwa lata temu, kręcimy materiał który ukaże się w jesiennym numerze Karp Maxa. Raven jest sponsorem, dlatego część sprzętu zabieram z firmy w celach promocyjnych.
Przemek wybrał łowisko i termin, co do scenariusza to wszystko miało się wyjaśnić na miejscu, zależnie od tego co zastaniemy. Tak więc pakujemy auta i ruszamy autostradą na miejsce spotkania.

Szachty witają mnie silnym wiatrem i nieśmiałym słońcem za chmurami. Ładna woda z dobrze przygotowanymi stanowiskami na zakrzaczonych brzegach. Całkiem przyjemne miejsce, jedyny minus to droga ekspresowa wzdłuż jednego brzegu.
Rozkładanie całego majdanu zajmuje trochę czasu, kombinacje z ustawieniem wędek i pontonu w strategicznym miejscu zmuszają do użycia wyobraźni, jednak po kilku godzinach całe stanowisko jest całkiem nieźle zorganizowane i gotowe do polowania. Zaczynamy od sondowania z pontonu, na szczęście mamy echo, więc idzie szybko i sprawnie. Woda jest mocno zarośnięta dlatego szukam miejsc które odróżniają się od reszty. W tym wypadku jest to korytarz w zielsku o szerokości kilku metrów, oddalony od naszego miejsca o jakieś 50m. Zielsko nagle się kończy, a głębokość z 2,5m wchodzi na 3-3,3m. To jest pierwsze miejsce gdzie stawiam markery.
 
Przemek na stanowisku obok miał branie tuż przed moim przyjazdem właśnie w tym korytarzu, który biegnie wzdłuż naszych stanowisk. Ryba miała ponad 11kg, więc całkiem ładnie jak na początek.
Kolejnego miejsca szukam pod zwisającymi gałęziami na brzegu wzdłuż ekspresówki. Jest tam kilka powalonych drzew, przekrzywione nad wodą wierzby itp. Głębokość pod brzegami to około 2m i niewielkie ilości roślin na dnie, nie szukam czystych placów, kieruję się tym co widzę nad wodą. Wybieram jedno powalone drzewo i zwisającą wierzbę na miejsce położenia kolejnych zestawów.
Czas na zanętę. Do oferty wprowadzamy holenderską markę Pro Line, w związku z tym właśnie ich produktów używam na tej wyprawie. Dostosowując się do warunków, mieszam drobną mieszankę składającą się głównie z mniejszych frakcji, takich jak konopie, mieszanka ziaren, pellet. Do tego kilka orzechów tygrysich i parę kulek zanętowych. Całość podlewam boosterem i dokładnie mieszam. Taka mieszanka nie będzie mocno nasycać ryb i lepiej utrzyma się na miękkim dnie. Nie przesadzam z ilością, do wody wpadają 2-3 łyżki zanętowe na zestaw. Biorąc pod uwagę rośliny, ryby mają tony naturalnego pokarmu, więc nie ma co podnosić poziomu wody dodatkowym żarciem.

Mam do dyspozycji kilka wędek, dlatego kombinuję z zestawami używając zwykłych klipsów z ciężarkami, a także chod rigów. Nigdy nie byłem na tej wodzie, nie wiem co preferują ryby, dlatego z przynętami też wariuję. Na jeden zestaw bałwanek, na drugi sam popek, na trzeci orzech tygrysi itp..

Do wieczora tylko Marcin ma brania na ostatnim stanowisku i regularnie holuje karpie. Co ciekawe chłopak nie miał sondy, zestawy wywoził łódeczką zdalnie sterowaną na wyczucie i nie narzekał na brak brań. Wybiegając trochę w przód, Marcin zaliczył około 15-20brań podczas całej zasiadki, a zestawy kładł na głębokim i wolnym od roślin blacie. Ryby brały regularnie, ale żadna z nich nie przekroczyła 8kg.
Pierwszej nocy budzi mnie gwałtowny odjazd na wędce postawionej pod markerem w głębszej rynnie. Klasyczny zestaw z klipsem i popek Pro Line na włosie przynosi mi pierwszą rybę tej zasiadki - pełnołuskiego karpia o wadze 10kg. Całe ciśnienie ze mnie schodzi, mam to po co przyjechałem. Teraz na spokojnie mogę kontynuować zasiadkę, nie denerwując się, że nie mam co pokazać do kamery :D
Następny dzień zaczynamy od pracy, nagrywanie materiału o szukaniu miejsca, pokaz oferty Pro Line, szykowanie zanęty i samo nęcenie. Dodatkowo robimy pokaz zestawów używanych na tego typu łowiskach oraz krótki klip dotyczący wyboru maty oraz całego sprzętu carp care. Ryby nam nie przeszkadzają, jedynie Marcin co jakiś czas holuje jakiegoś bączka.

Około 15tej mam branie na zestawie pod zwisającą wierzbą, jakieś 150-170m od mojego stanowiska. Hol przez zielsko mocno męczy ramię i plecy, jednak ryba wynagradza cały trud. Karp o wadze 11,2kg pozuje przed kamerą i kilkoma aparatami fotograficznymi. Branie na orzecha podpiętego 10mm popkiem Ananas Pro Line, na klasycznym zestawie z bezpiecznym klipsem i ciężarkiem 170g.
Przemek również ma branie z zestawu postawionego na skraju zielska i głębszej wody. Ryba nie jest duża, ale ten hol zapamiętamy na długo. Podczas wprowadzania karpia do podbieraka, wędka Przemka strzela jak zapałka... Koniec końców karp zostaje podebrany i sfotografowany, ale mina łowcy i chrzęst łamanego blanku zostaną w naszej pamięci :D

Czas mija, a ryby pokazują się w innej części wody więc zmieniam miejsce położenia jednego z  zestawów. Kij ląduje na podpórkach jakieś 70m od mojego stanowiska, w cichej zatoczce tuż za gęstym pasem roślin. 
Robi się ciemno, a my grillujemy pod przytulną wiatą. Nagle odzywa się moja centralka, jednak mając wszystkie sygnalizatory niebieskie, nie widzę który numerek się świeci i gdzie mam biec :D. Chwila zwłoki i karp spina się w trakcie holu. Nauczony doświadczeniem zmieniam tony sygnalizatorów, żeby szybciej rozróżnić, na której wędce jest branie. 
Zestaw ląduje w tym samym miejscu, a ja kładę się spać. Około 1ej w nocy budzi mnie piskliwy dźwięk centralki oznaczający branie na zestawie w zatoce. Mógłbym startować w nocnych sprintach w klapach, bo wyjątkowo sprawnie przedzieram się przez krzaki i wysoką trawę ;). Z przemoczonymi skarpetkami wprowadzam rybę do podbieraka i wracam na swoje stanowisko. Pomarańczowy popek Magic Mango Pro Line kolejny raz przynosi upragniony odjazd. Szybkie ważenie zdobyczy - niecałe 8kg i do wody.

Od rana mało się dzieje. Koło 11tej Przemek ma branie w małym dołku otoczonym krzakami jakieś 120m od brzegu. Szybko wskakuje do pontonu i holuje z wody, żeby nie ryzykować przetarcia linki o przybrzeżne zaczepy. Jednak karp nie jest duży, zostaje wypięty w podbieraku i wypuszczony na środku zbiornika.
Ja na kolejną rybę musiałem poczekać do popołudnia. 24h po braniu spod zwisającej wierzby mam kolejny odjazd na ten sam zestaw. Tym razem ryba jest mniejsza, ale parkuje w trzcinach kilkanaście metrów od brzegu. Nie ma innej opcji, trzeba wypłynąć i uwolnić rybę. Pakujemy się do pontonu i kończymy hol z wody. Pełnołuski karpik nie powala rozmiarami, ma może 6kg, ale zafundował nam trochę wrażeń.
Jutro rano będziemy się pakować, więc dokręcamy wszystkie obowiązkowe klipy. Przedstawiam rod poda i sygnalizatory X2, robimy szybki materiał o stosowanej echosondzie i kołowrotkach. Minimum już mamy, ale przydałoby się więcej ryb, niestety te niespecjalnie chcą współpracować.

Wieczorem kolejna wędka zmienia stanowisko. Wbijam podpórki tuż obok pomostu około 50m od namiotu, tym razem w przeciwnym kierunku do kija postawionego w zatoce. Czyli na ostatnią noc mam każdą wędkę w innym miejscu :D

Jedząc kolację znowu mam strzał pod wierzbą. Tym razem biegnę spod wiaty do wędki, a mówią że karpiarze tylko siedzą albo leżą... ;) Ryba nie jest duża, nie ważyłem ale około 6kg. Nie jest jeszcze całkiem ciemno i ewidentnie ryby zaczęły brać pod tymi drzewami, więc zakładam czołówkę i pakuje się na ponton żeby wywieźć zestaw. Orzech tygrysi i ananasowy popek Pro Line ląduje pod samymi gałęziami zwisającej wierzby. Do tego 2 łyżki drobnej mieszanki i wracam na stanowisko.

Po dwunastej w nocy hanger tańczy, a plecionka w pośpiechu opuszcza kołowrotek na ostatnio wywiezionym zestawie. Tym razem hol trwa dłużej, powoli pompuję rybę ze znacznej odległości. Jest ciężka, albo ma ze sobą kupę zielska albo to największa ryba podczas tej zasiadki. Sporo czasu mija zanim karp pojawia się w zasięgu wzroku, a wtedy już wiem, że mam konkretnego misia na kiju. Kilka odjazdów pod brzegiem i ryb jest w podbieraku. Piękny i długi weteran naznaczony bliznami. Szybki rzut oka na wagę - 16,500kg... super :D. Ryba do worka i czeka na poranną sesję i oficjalne ważenie.
Do rana nic się nie dzieje więc jest chwila żeby naładować baterie i wyspać się przed składaniem całego majdanu. Przed samym wyjazdem jest jeszcze jedno branie na daleko wywiezionym zestawie. Duża ilość zielska zmusza do użycia pontonu i holowaniu z wody. Dzięki temu udało nam się zrobić dodatkowy klip o krótkich karpiówkach 10ft, które całkiem przyjemnie sprawdzają się właśnie podczas takiej walki z rybą. Karp nie jest duży, mniej więcej 6-7kg, tym razem na samego popka 15mm Ananas Pro Line na klasycznym zestawie z klipsem.

Teraz nie zostało nic innego jak pakowanie i krótkie podsumowanie zasiadki przed kamerą. Potem 300km, rozpakowywanie i można odpocząć :D
 
Ogólnie zasiadka jak najbardziej udana.
Na nowej wodzie złowiłem całkiem ładne ryby, posiedziałem w super towarzystwie i nauczyłem się kupę nowych rzeczy. Ciekawe tylko jak wyjdzie to wszystko na filmie :D. Przekonamy się we wrześniowym numerze Karp Maxa ;).

2 komentarze: