wtorek, 2 stycznia 2018

Potwory z Bled 2017

Nadeszły wakacje, a wraz z nimi upragniony wyjazd na urlop. Razem z moją ukochaną  jedziemy w daleką podróż, której celem jest Słoweńskie jezioro Bled. 

Kilka słów dla zainteresowanych wędkowaniem na tym przepięknym akwenie. Do karpiowania niezbędna jest opłacona licencja, których dzienna ilość dla turystów ograniczona jest do 10szt, dlatego jeśli chcecie mieć pewność, że będziecie mogli pomoczyć kija, to zdecydowanie zalecam internetowe wykupienie pozwolenia. Lepiej zrobić to wcześniej (nawet kilka miesięcy przed wyjazdem), bo licencje rozchodzą się jak świeże bułeczki. Cena licencji dziennej to 57euro, jednak przy zakupie minimum 3dni zapłacimy 50euro/dzień. Dużo, ale biorąc pod uwagę niesamowite krajobrazy, oraz wielkie karpiszony zamieszkujące odmęty Bled - zdecydowanie warto.
Samo wędkowanie dozwolone jest od świtu do godz. 23ciej. W regulaminie jest zapis o ograniczonej ilości sprzętu - nie wolno używać namiotów, brolek, łóżek itp.. Polecam nastawić się na mobilność, do każdego miejsca trzeba dojść piechotą, lub podjechać rowerem. Linia brzegowa ma około 6km, dlatego im mniej bagażu tym lepiej. 
Nastawiłem się przede wszystkim na szukanie ryb, dlatego ilość zabranego sprzętu ograniczała się do pokrowca na wędki, wraz z krótkimi kijami 10ft, podbierakiem i podpórkami. Jedna torba w rozmiarze M na akcesoria do zestawów, sprzęt do nęcenia, kulki i wszystko, co potrzebne do samego wędkowania. Ostatnim klamotem była kompaktowa mata, niezbędna podczas każdego karpiowania.

Na miejscu byliśmy w poniedziałek, licencja zaczynała działać od czwartku, dlatego każdego ranka przed wycieczkami krajoznawczymi robiłem obchód po najbliższych miejscówkach. Chciałem wykorzystać czas przed wędkowaniem na zlokalizowanie ryb oraz rozmowę z innymi karpiarzami. Jezioro ma 145ha, nie można liczyć na samo szczęście i losowy wybór stanowiska.

Swoje poszukiwania zacząłem od płytszych stanowisk znanych z filmów. Jezioro Bled posiada bardzo czystą wodę, gdzie przejrzystość dochodzi do 2-3m, dlatego jeśli karpie przebywają w płytszych rejonach zbiornika, to są świetnie widoczne w okularach polaryzacyjnych. Niestety wszystkie tzw. bankowe miejsca, okazały się bezrybne.
 
Spotkałem wiele ekip karpiowych z Włoch, Anglii i Słowenii, niektórzy odwiedzali Bled po raz któryś i po 3dniach wracali bez kontaktu z rybą. Na szczęście nie mam w zwyczaju łatwo się poddawać. Budzik na godzinę 6rano i środowy obchód przynosi efekt w postaci namierzonych dwóch ryb w przybrzeżnych strefach jeziora, nieopodal naszego hotelu. To miejsce typuje jako pierwsze stanowisko połowu.
Czwartek, godzina 5 rano, jestem już rozłożony i czekam na branie. Okolice zestawów zanęcone mieszanką ziaren z garstką pelletu i kulek własnej produkcji. Całość dopalona sprawdzoną zalewą CSL, tej samej której używam do PVA, o nucie zapachowej pasującej do używanych kuleczek - Tangy Squid. 
Niestety pogoda nie rozpieszcza, szybko się chmurzy i zostaję zaatakowany pierwszą w tym tygodniu burzą. Ulewa i silny wiatr ustają po 30min., wychodzi słońce i robi się gorąco. 
Do godziny 11tej nic się nie dzieje, a turystów -plażowiczów i pływaków tylko przybywa, czas zwijać wędki. Jeden z zestawów nie chce opuścić wody, z pomocą przychodzi znajomość angielskiego i turysta pływający na desce, któremu udaje się wydostać ciężarek z zaczepu. Dno zbiornika w przybrzeżnej części usłane jest mniejszymi kamieniami, głazami i dużą ilością drewnianych konstrukcji starych pomostów, co skutecznie utrudnia wędkowanie.

Chwila na przegrupowanie się, obiad i spacer z okularami polaryzacyjnymi. Po drugiej stronie jeziora, w pobliżu kępy grążeli przemyka się okazały karp pełnołuski. Zapada szybka decyzja o powrocie do hotelu po sprzęt i rowery. Po kilkudziesięciu minutach rozkładam wędki z nadzieją wyholowania pięknego łuskacza kręcącego się w okolicy. 
Pierwszy zestaw z małą pvką w wodzie, przygotowuję drugi, gdy nagle sygnałek imitujący żabę wzywa pomocy. 
Na wędce melduje się pierwsza ryba - nieduży karpik zostaje sprawnie wyholowany i po krótkiej sesji, wypuszczony do przejrzystej wody. Mamy pierwszą rybę na Bled, co prawda szkrab najmniejszy w całym jeziorze, ale karp. Wędki do wody, mijają kolejne minuty i drugi sygnałek krzyczy wniebogłosy. Tym razem przeciwnik jest znacznie silniejszy i hol po kilkudziesięciu sekundach przeciągania liny kończy się przetarciem zestawu w okolicach węzła ze strzałówką. Jak już wspominałem woda bogata jest w zaczepy i nie wszystko da się przewidzieć, szczególnie na nieznanym zbiorniku.
Do wieczora nic się nie dzieje, a okolica robi się średnio przyjemna. Restaurację pogłaśniają muzykę, ilość ludzi rośnie w zastraszającym tempie, dlatego zwijamy sprzęt i kończymy wędkowania. Wieczór spędzamy na spacerze wokół jeziora i rozmowie z innymi wędkującymi. Okazuje się, że włoski karpiarz złowił jedną 15kg rybę na dużej głębokości około 14m. Zapamiętuję tę informację, ale następnego dnia chce dać ostatnią szansę grążelom, w pobliżu których straciłem ładną rybę.

Tradycyjnie ranek wita mnie burzą, tym razem nie jedną, ale całą serią. Bardzo silne opady, wiatr i grad z kawałkami lodu o średnicy 2cm. Wypogadza się dopiero w okolicach południa, wychodzi słońce, które zaczyna suszyć ubrania i przemoczony sprzęt. Okupuję miejsce do 16tej, jednak brak aktywności karpi decyduje o zakończeniu wędkowania.
Analizuję sytuację i podejmuję decyzję - siadamy na głębokiej wodzie.
Przed 19tą instalujemy się na stanowisku od zalesionej strony jeziora, gdzie po markerowaniu głębokość na 70-80tym metrze to 14-15m, czyli podobna do tej, z której dzień wcześniej złowiono ładnego karpia. Tylko dwie zabrane wędki zmuszają do szybkiego przezbrajania zestawów, a to w marker, a to w spod i ponownie w bezpieczny klips. 
Prędko uwijam się z nęceniem rakietą - kulki samoróbki o średnicy 15mm lądują na 70tym metrze. Przy tak dużej głębokości nęcenie drobniejszą frakcją nie ma sensu, cały towar rozsypie się na ogromnym obszarze dna lub całkowicie spłynie z wybranego miejsca. 
Czas na zestawy - bezpieczny klips z ciężarkiem pozwalającym osiągnąć odpowiednią odległość rzutu krótkimi wędkami - 100-115g. Do tego sprawdzony przypon, zawiązany na plecionce w mega sztywnej otulinie redukującej splątania, na dużym haku typu kurv shank roz.2. Na włos własna kulka 20mm + mały żółty popek ananas. 
Dwa zestawy leżą już w zanęconym polu, mijają może 3min i jeden z hangerów wędruje pod wędkę. Sygnalizator skrzeczy, a ja z niedowierzaniem podnoszę kij i zaczynam hol. Ryba jest ciężka, mam wrażenie że ciągnę żywy wór kartofli. Wiem już, że nie jest to mały brzdąc ale porządny karp. Hol na dużej głębokości trwa parę min, czysta woda pozwala wcześnie zobaczyć upolowaną zdobycz, a jest nią piękny i gruby karp. Karpiarz ze stanowiska obok pomaga przy podbieraniu i po chwili pozuję do zdjęć z niewiarygodnie przystojnym, brzuchatym misiem. Waga wskazuje ponad 21,5kg wraz z workiem, co po przeliczeniu daje rybę o masie 20kg. 
 
Jadąc na Bled miałem nadzieję, że uda się złowić dużą rybę, ale w głębi duszy nie wierzyłem w barierę 20kg... Jest pięknie. Z trzęsącymi dłońmi szykuję zestaw do ponownego rzutu. Jestem w pełni usatysfakcjonowany i w zasadzie mogę już jechać do domu. Po drugiej stronie jeziora, na scenie DJ zapodaje imprezowe hity sprzed kilkunastu lat. Będąc w świetnym humorze po złowionej rybie, jeszcze przed całkowitym zmierzchem zwijam cały sprzęt i zabieram narzeczoną na imprezę.

Wcześnie rano, ostatniego dnia wędkowania, jadę na rowerze w poszukiwaniu wolnego miejsca w okolicach wczorajszego, szczęśliwego stanowiska. Jednak wszystkie pobliskie miejscówki są już zajęte, nie wiem czy tak akurat trafiłem, czy rozniosła się wieść o pięknej rybie. Jedyny wolny spot znalazłem jakieś 200m dalej, bez wahania się rozłożyłem. Biorąc pod uwagę informację o równo schodzącym dnie zbiornika, zestawy położyłem na takiej samej odległości jak poprzedniego dnia. Do rakiety zużyłem resztkę kulek 15mm, braki uzupełniłem kulkami 20mm i czekałem na branie.
Dzień mijał spokojnie, przed wieczorem zanęciłem stanowisko powtórnie, tym razem już tylko większymi kulkami. Pierwsze branie nastąpiło około 20tej. Wyholowana ryba nie była wielka, ale przyzwoite 10kg pozowało do zdjęcia. 
Udało się wyjąć trzeciego karpia, co daje średnią 1ryby na dzień. Biorąc pod uwagę ostatnie konkurencyjne wyniki wędkarzy, jest bardzo dobrze. Przed kolejnym rzutem zastanawiam się, czy jeszcze raz nie zaspodować miejsca, ale skoro kulki wpadły do wody niecałą godzinę temu, to nie powinny być tak szybko wyjedzone. Zestaw ląduje w wodzie, a nad Bledem zapada zmrok. 

Licencja pozwala na wędkowanie tylko do 23ciej, 20min przed deadline'm prawy sygnalizator skrzeczy informując o uciekającej z kołowrotka żyłce. Podnoszę kij i zaczynam walkę, tym razem ryba jest ciężka, może to być kawał karpiszona. 
Mija kilka minut, przeciwnik jest coraz bliżej, lawiruje pod żyłką drugiej wędki, lekko się o nią ocierając. Nagle drugi sygnałek zaczyna wyć, szybko oceniam sytuację, sprawdzając czy holowany karp nie wplątał się w zarzuconą wędkę. Ryba jest daleko, co oznacza równoległy odjazd... Niesamowita sytuacja, na trudnej wodzie, gdzie przez ostatni tydzień prawie nic się nie dzieje, ja mam równoległe branie. Koledzy ze stanowiska obok, obserwują całą sytuację z niedowierzaniem. Jeden z nich doskakuje do wędki i oferuje pomoc przy równoległym holu. Mijają kolejne minuty, co jakiś czas wymieniamy tylko informacje, gdzie jest która ryba, żeby nie splątać zestawów. 
Holowana przeze mnie sztuka jest duża i silna, walka się przeciąga. Druga, podobno mniejsza ryba zaczyna być niebezpiecznie blisko. Po chwili wielki karp pokazuj się na powierzchni wody, wprowadzam go do podbieraka i nie wierzę oczom, misiek jest ogromny... Kolega holujący drugą rybę natychmiast oddaje mi wędkę, mówiąc, że to moje. Kończę walkę z kolejnym karpiem, ten jest mniejszy niż pierwszy wyjęty, ale nadal jest to ogromny kawał ryby. Ostatnie zrywy i zdobycz wsuwa się do podbieraka, mamy 23:01 i dwa piękne karpie gotowe do ważenia. Zaczynamy od mniejszej sztuki, która okazuje się być okazem wyrównującym mój polski rekord - 20,5kg... Ręce mi się trzęsą, uśmiech nie schodzi z twarzy. 
Krótka sesja i biorę drugi podbierak, w którym odpoczywa potwór z Bled. Tym razem podniesienie ryby do zdjęcia nie jest proste, szeroki i ciężki karp zmusza mnie do nie lada wysiłku. Waga z workiem wskazuje ponad 28kg, co po przeliczeniu daje 26,5kg ryby... 
 
 
Nowy rekord życiowy z jeziora Bled, będzie niewyobrażalnie trudno podnieść taką poprzeczkę. Obie ryby wracają w dobrej kondycji do wody, a ja cały mokry, uciapany śluzem stoję tak z bananem na twarzy…

Niesamowity wyjazd, który do końca życia zostanie zapamiętany. Kolejny raz otwarty umysł oraz obserwacja nie tylko wody, ale i wędkarzy opłaciła się pięknymi rybami na macie. Mam tylko nadzieję, że uda mi się kiedyś wrócić do Słowenii i ponownie spróbować swoich sił w walce z potworami z jeziora Bled.


Artykuł pochodzi z czasopisma Karp Max.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz